
Aktorka przyznaje, że ma duży sentyment do musicali i lubi w nich grać, bo wtedy może zaprezentować na scenie cały kalejdoskop umiejętności, nie tylko grę aktorską, ale także śpiew, taniec i improwizację. Barbarę Kurdej-Szatan bardzo ucieszyła więc propozycja twórców spektaklu muzycznego „Aniołki Mussoliniego”. W tym widowisku bowiem w pełni wykorzystuje swój potencjał, a jednocześnie opowiada historię nietuzinkowych artystek.
– Od parunastu lat cały czas jestem w musicalu. Gdy po szkole teatralnej byłam na etacie w Teatrze Nowym w Poznaniu, to tam zaczęłam od „Snu nocy letniej” w reżyserii Wojtka Kościelniaka z muzyką Leszka Możdżera. Później, gdy po trzech latach przyjechałam do Warszawy, to moim pierwszym spektaklem była „Deszczowa piosenka” w Teatrze Muzycznym Roma. Od 10 lat pracuję w Teatrze Variété w Krakowie, gdzie też gramy musicale. Sama też wyprodukowałam swój spektakl muzyczny z moją siostrą w Teatrze Muzycznym w Gdyni, więc zdecydowanie musical to jest to, co kocham najbardziej – mówi agencji Newseria Barbara Kurdej-Szatan.
Teraz aktorka wróciła do Teatru Muzycznego Roma i występuje w spektaklu muzycznym „Aniołki Mussoliniego” z muzyką „Trio Lescano” – najsłynniejszego włoskiego żeńskiego tria wokalnego z lat 30. i 40. ubiegłego wieku. Trzy siostry Leschan, córki holenderskiej śpiewaczki operetkowej żydowskiego pochodzenia i węgierskiego akrobaty, po dzieciństwie spędzonym w cyrku, w 1935 roku rozpoczęły spektakularną karierę we Włoszech i kontynuowały ją w czasie największej potęgi faszyzmu – pomimo swoich żydowskich korzeni. Gdy ich rodacy i sąsiedzi znikali, wywożeni do nazistowskich obozów koncentracyjnych, one bawiły swym śpiewem samego Duce. Po wojnie usiłowały wykreować legendę o swoim aresztowaniu i prześladowaniach przez faszystowską władzę.
– To jest rola siostry Giuditty, środkowej względem wieku. Jest to rola bardzo trudna emocjonalnie. Te siostry zrobiły karierę za czasów dyktatury, były Żydówkami i były różnie traktowane, ich życie było pełne lęku, stresu. Co prawda robiły karierę, ale towarzyszyły temu totalnie skrajne emocje. Na scenie musimy pokazać ich całą drogę, od małych dziewczynek, które były bardzo rygorystycznie wychowywane przez ojca, do tych kobiet, które żyły w czasach wojny i grożono im, że jako Żydówki po prostu zostaną zlikwidowane. Te wszystkie sytuacje, które się działy wokół nich, powodowały, że były one w wiecznym lęku i w otoczeniu dyktatorów cały czas musiały walczyć o siebie – tłumaczy.
Barbara Kurdej-Szatan podkreśla, że artyści czasami nawet wbrew sobie bywają uwikłani w różne systemy polityczne, dlatego też nie chce osądzać „romansu” z władzą sióstr Leschan. Refleksję pozostawia widzom spektaklu.
– Robiłam też spektakl o Inie Benicie i ona też była oskarżana o romans z Niemcami, natomiast w tych spektaklach chcemy pokazać, że życie nie jest czarno-białe, świat nie jest czarno-biały i ludzie nie są czarno-biali. Bardzo trudno jest być artystą w czasach dyktatury i staramy się tutaj pochylić nad historią tych dziewczyn i zrozumieć je, bo nie każdy ma zawsze odwagę do tego, aby powiedzieć „nie”. To nie wynika wyłącznie z charakteru, ale też z tego, jak zostaliśmy wychowani – mówi.
Aktorka czuje się usatysfakcjonowana tym, że nie tylko może opowiadać na scenie intrygującą historię trzech sióstr Leschan, ale także w pełni wykorzystywać swój talent wokalny.
– Jeżeli chodzi o kwestie techniczne i musicalowe, typowo muzyczne, to tutaj mamy cały czas śpiewanie w trio, więc ta harmonia musi być przepiękna, wypracowana. Największą przyjemność mam właśnie ze śpiewania w tej harmonii, bo ja po prostu kocham śpiewać chóralnie, przez 20 lat śpiewałam przecież w chórze gospel, więc bardzo się cieszę, że tutaj mi to przypadło – dodaje Barbara Kurdej-Szatan.
Spektakl „Aniołki Mussoliniego” to kolejna już produkcja Katarzyny Zielińskiej i grona jej współpracowników realizowana na Novej Scenie Teatru Roma. Scenariusz napisali Robert Urbański i Michał Chludziński. W obsadzie tej muzyczno-dramatycznej historii poza Kurdej-Szatan znaleźli się także Ewa Prus, Monika Dryl, Marcin Przybylski i Mariusz Ostrowski.
Źródło: Newseria









