Instytucje UE pracują nad całkowitym zakazem importu gazu z Rosji. Nie wszyscy wierzą w ten scenariusz

Instytucje UE pracują nad całkowitym zakazem importu gazu z Rosji. Nie wszyscy wierzą w ten scenariusz
Instytucje UE pracują nad całkowitym zakazem importu gazu z Rosji. Nie wszyscy wierzą w ten scenariusz

Posłowie do Parlamentu Europejskiego na październikowej sesji poparli plan całkowitego zakazu importu gazu z Rosji. Również Rada UE porozumiała się w tej sprawie, przyjmując swoje stanowisko negocjacyjne. Europosłowie mówią, że to istotna i długo oczekiwana decyzja polityczna, która pozwoli skończyć z finansowaniem wojennej gospodarki Rosji. Jednak są też głosy sceptyczne, które krytykują nieskuteczne sankcje i nazywają je wizerunkowymi.

– Zakaz sprowadzania gazu rosyjskiego do Unii Europejskiej od początku 2028 roku jest przesądzony. Dlatego uważam, że i firmy węgierskie, i słowackie, kolaborujące z reżimem Putina, będą musiały wstrzymać dostawy. Każde euro, które wpływa do Rosji, jest wykorzystywane na gospodarkę wojenną Putina. Trzeba to zatrzymać – mówi agencji Newseria Michał Szczerba, poseł do Parlamentu Europejskiego z Koalicji Obywatelskiej i Europejskiej Partii Ludowej.

 Zostały jeszcze tylko dwa kraje, Słowacja i Węgry, i myślę, że one się podporządkują, natomiast to trwało dosyć długo, bo sieć przeróżnych powiązań, nie tylko dostawy surowców, ale również biznesowe relacje powodowały, że ta sprawa się wydłużała – dodaje Mirosława Nykiel, posłanka do PE z KO.

Na październikowej sesji Parlament Europejski poparł decyzję o rozpoczęciu rozmów z duńską prezydencją w Radzie UE na temat zakazu importu rosyjskiego gazu i ropy. Również ministrowie energii państw Unii przyjęli stanowisko negocjacyjne w sprawie wycofywania importu rosyjskiego gazu ziemnego, które ma być podstawą do rozmów z PE. Jak informuje polski resort energii, pełny zakaz ma obowiązywać od 2028 roku, ale cały proces będzie wdrażany etapami: w pierwszym z nich zakaz będzie obejmował zawieranie nowych umów, w drugim etapie – dostawy na bazie zawartych kontraktów krótkoterminowych, a w trzecim – dostawy realizowane na bazie zawartych umów długoterminowych. Ministerstwo Energii wskazuje, że proponowane rozporządzenie ma dotyczyć zarówno gazu rurociągowego, jak i skroplonego gazu ziemnego (LNG). Ten pierwszy trafia dziś do Węgier i do Słowacji, a drugi głównie m.in. do Francji i Belgii.

 Trzeba zabezpieczyć przede wszystkim sytuacje, kiedy gaz czy ropa dociera do nas w innej postaci poprzez kraje pośredniczące. Te wszystkie luki trzeba uszczelnić i specjaliści już nad tym pracują, wiedzą, jak to zrobić. Natomiast trzeba podjąć decyzję polityczną i tutaj już jest zgoda w tym temacie – mówi Mirosława Nykiel.

– Przede wszystkim możemy zmienić źródła dostaw. Mamy amerykański LNG, norweski gaz, to wszystko jest w zasięgu ręki dla krajów, które chcą się uniezależnić od Putina. Tu nie ma żadnej ściemy, to są konkrety i działania, które Węgrzy będą musieli przyjąć do wiadomości, jeżeli chcą być częścią Wspólnoty Europejskiej. To, co komunikuje kanclerz Merz, jest jednoznaczne, rosyjskie dostawy zostaną wstrzymane do Niemiec, co oznacza pełne uniezależnienie się tego kraju od dostaw. Błędy przeszłości, błędy Angeli Merkel są naprawiane przez kanclerza Merza, to stanowisko jest jednoznaczne, konsekwentne i proeuropejskie – dodaje Michał Szczerba.

Nie wszyscy eurodeputowani wierzą jednak w ten scenariusz.

Uważam, że całkowite odejście od zasobów Rosji jest możliwe, ale zadajmy sobie pytanie, czy Europa chce to zrobić, bo sankcje są dla biedniejszych krajów Europy, bogatsze kraje Europy bardzo dobrze współpracują na różnych kierunkach przez pośredników – mówi Daniel Obajtek, europoseł z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. – Belgia, Francja, Hiszpania – 100 proc. więcej LNG rosyjskiego. Gdzie ten gaz się pojawił? Poprzez rurociągi, interkonektory w Niemczech. Teraz tworzy się zakaz w zakresie odejścia od gazu rosyjskiego, to ma być 2026, może 2027 rok, a tak naprawdę my nie realizujemy żadnych sankcji. Dajemy Rosji czas na to, by się przygotowywała.

Według danych Komisji Europejskiej na podstawie ENTSO-G i LSEG (przytaczanych na stronie Rady UE) w 2024 roku największym dostawcą gazu dla wspólnoty była Norwegia, która odpowiada za 91,1 mld m3, czyli 33,4 proc. dostaw. Z Rosji pochodziło 51,6 mld m3 (19 proc. całkowitego importu gazu do UE) – zarówno gazu dostarczanego gazociągami, jak i LNG. Gdyby potraktować oba rodzaje gazu łącznie, Rosja znalazłaby się na drugim miejscu za Norwegią.

Z danych Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) wynika, że w ubiegłym roku Unia Europejska zapłaciła prawie 22 mld euro za rosyjskie paliwa kopalne. Wrześniowy raport tej organizacji wskazuje, że Unia była czwartym odbiorcą rosyjskich paliw kopalnych, odpowiadając za 8 proc. dochodów Rosji z eksportu. Około 70 proc. stanowił gaz rurociągowy i LNG, a 29 proc. – ropa naftowa.

 Chiny importują 58 proc. ropy z kierunku rosyjskiego, Indie prawie 70 proc., około 20 proc. gazu i 15 proc. węgla. Potem Turcja, a Europa jest na czwartym miejscu. Biorąc pod uwagę rok 2024, UE kupiła od Rosji tylko o 1 proc. wolumenu mniej, to o jakich my sankcjach mówimy? – ocenia Daniel Obajtek. – Kolejne pakiety sankcji są pakietami wizerunkowymi. Mamy już ponad trzy lata wojny na Ukrainie, a tak naprawdę nic się nie zmieniło. Rosja rośnie w siłę, przy okazji rosną w siłę Chiny, doskonale im się współpracuje. Pragnę zaznaczyć, że przy tych wszystkich dziwnych sankcjach ropa rosyjska jest zdecydowanie tańsza, gaz rosyjski również, więc czyje gospodarki rozwijają się bardziej? Turecka, chińska, indyjska.

Jak podkreśla, działanie floty cieni pokazuje, że Rosja i handlujące z nią podmioty umieją obchodzić sankcje. Podobnie może być i tym razem.

– Jeżeli państwa będą się odcinać [od dostaw z Rosji – red.], to ich firmy będą ten biznes realizować poprzez wymianę papierów, a gaz i ropa będą dalej rosyjskie. Zobaczycie państwo, nie minie 1,5 roku, a przez Nord Stream 1 i Nord Stream 2 popłynie gaz rosyjski, on się może będzie inaczej nazywał, że jest kazachski, ale on będzie rosyjski. Czy po odcięciu Nord Stream 1, Nord Stream 2 Niemcy przyhamowały budowę interkonektorów i sieci gazowych? Budują te sieci gazowe w setkach kilometrów. Po co? Szykują się pod to, by być hubem gazowym dla całej Europy i sprowadzać gaz przy zdecydowanie innych dyskontach niż notowane z Rosji – ocenia polski polityk.

Według europosła jedynym skutecznym sposobem na ograniczenie importu rosyjskich surowców jest wprowadzenie wysokich ceł.

– Rosja szuka innych kierunków, zwiększa dostawy do Chin, Indii i Turcji, doskonale współpracuje z Iranem, buduje floty cieni, robi tradingi, czyli wymiany na morzu. Weszła na wyższy level z logistyką i staje się bardziej odporna. Najuczciwszą rzeczą jest więc „dowalić” odpowiednie cła. Po drugie,  muszą być oclone również towary z krajów trzecich. Cło musi być wysokością różnicy między ceną ropy a kosztem poniesionym z Zielonym Ładem, więc dopiero wtedy będziemy konkurencyjni – postuluje Daniel Obajtek.

Źródło: Newseria

Paulina Orłoś: Przed jesienną szarugą staram się na jakieś dwa tygodnie uciec do ciepłych krajów. Tam w słońcu najlepiej ładuję akumulatory

Prezenterka pogody zaznacza, że choć lubi klimat jesiennych wieczorów, bo wtedy daje sobie większe przyzwolenie na odpoczynek pod ciepłym kocem na kanapie i może degustować aromatyczne herbaty, to jednak nie zalicza się do typowych „jesieniar”. Paulina Orłoś narzeka bowiem, że kiedy musi pracować w terenie, to przeszywający chłód i wilgoć mocno jej doskwierają. W tym czasie w poszukiwaniu słońca i ciepła lubi więc wyjechać do jakiegoś egzotycznego kraju.

– Ja staram się w każdej porze roku znaleźć plusy i oby w Polsce jak najdłużej się utrzymały cztery pory roku, bo mam wrażenie, że one się zaczynają troszeczkę zacierać – mówi agencji Newseria Paulina Orłoś. – Natomiast oczywiście są plusy jesieni, bo na przykład można sobie częściej bez wymówek leżeć pod ciepłym kocykiem, robić sobie zimową herbatkę. Ale kiedy już jestem w pracy i gdzieś zostanę wysłana, żeby robić prognozę pogody w plenerze, to nieraz jest mi chłodniej, więc zdecydowanie wolę miesiące letnie. Ale mimo wszystko staram się nie narzekać.

Kiedy natomiast jesień zagości już w Polsce na dobre, prezenterka pogody wyjeżdża na urlop tam, gdzie słońce świeci cały rok.

– Przed taką szarugą staram się na jakieś dwa tygodnie uciec do ciepłych krajów, żeby naładować akumulatory, tak że już pewne plany są – mówi.

Paulina Orłoś uważa, że długie jesienne wieczory można poświęcić na odpoczynek, dobrą lekturę, rozwijanie pasji czy też pielęgnację ciała.

– Oczywiście warto jest dbać o siebie, niezależnie od tego, jaką mamy porę roku. Poza tym dbamy nie po to, żeby dobrze wyglądać, chociaż nie oszukujmy się, to jest przynajmniej dla mnie też ważne i wolę lepiej wyglądać niż gorzej. Ale dbajmy przede wszystkim o nasze zdrowie – mówi.

Jednocześnie zaznacza, że ona sama w tym czasie nie stosuje szczególnych diet ani też nie wykupuje dodatkowych karnetów na siłownię.

– Detoks zupełnie nie jest dla mnie, ja w ogóle nie lubię takich skrajności, ja bym chyba oszalała na jakimś detoksie. Staram się nie przesadzać w żadną stronę, tak że jeżeli zaczynam ćwiczyć, to nie mam czegoś takiego, że już codziennie jestem na siłowni, na treningu, albo jak nie ćwiczę, to się zapuszczam – dodaje prezenterka pogody.

Źródło: Newseria

Polska jako jeden z nielicznych krajów oferuje leczenie wszystkim chorym na SMA. Poprawę odczuwają także pacjenci z najcięższą postacią choroby

Polska należy dziś do europejskich liderów leczenia rdzeniowego zaniku mięśni. Od 2019 roku wszyscy pacjenci, niezależnie od wieku i stopnia zaawansowania choroby, mają dostęp do pierwszego zarejestrowanego na świecie leku w SMA. Obserwacje kliniczne prowadzone przez ten czas pokazują, że u wszystkich chorych leczonych nusinersenem udało się zatrzymać postęp SMA, a u ponad 70 proc. obserwuje się poprawę istotną klinicznie. Lekarze podkreślają, że polski model opieki nad pacjentami jest dziś jednym z najbardziej kompleksowych w Europie.

Program B.102, prowadzony od 2019 roku przez Narodowy Fundusz Zdrowia, to systemowy model leczenia SMA w Polsce. Obejmuje finansowanie terapii, stałe monitorowanie efektów i gromadzenie danych klinicznych. W programie uczestniczy ponad 1150 pacjentów, a czas obserwacji części z nich to siedem lat, czyli jest to jedno z najdłuższych doświadczeń klinicznych w Europie.

 Nasz program lekowy zapewnia dostęp pacjentom do wszystkich trzech innowacyjnych terapii zarejestrowanych w Europie. W dodatku od 2019 roku, czyli od początku jego istnienia, byliśmy w stanie zaproponować leczenie pacjentom w pełnym przekroju wiekowym, niezależnie od tego, jak bardzo nasilone były objawy. Dzięki temu mogliśmy opublikować wyniki długofalowej obserwacji dorosłych i starszych dzieci leczonych nusinersenem, w której pokazaliśmy coś, co przyznam, przerosło nasze pierwotne oczekiwania – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria prof. dr hab. n. med. Anna Kostera-Pruszczyk, przewodnicząca Rady Naukowej Fundacji SMA, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Do połowy 2025 roku terapię nusinersenem w ramach programu lekowego B.102 rozpoczęło ponad 900 pacjentów, co czyni polski program jednym z największych w Europie. Jak pokazują dane obserwacyjne, u wszystkich pacjentów leczonych nusinersenem udało się zatrzymać postęp choroby, a u 72 proc. zaobserwowano klinicznie istotną poprawę funkcjonalną. U dzieci z SMA typu 1 średnia poprawa w skali CHOP-INTEND wynosiła 5 pkt po trzech miesiącach i 15 pkt po 19 miesiącach. U pacjentów z SMA typu 2 i 3 poprawa sięgała 8 pkt, czyli dwukrotnie więcej niż próg uznawany za klinicznie istotny. Nawet dorośli z SMA typu 1c, czyli osoby, które nigdy nie uzyskały umiejętności samodzielnego siedzenia, uzyskiwali stabilizację lub poprawę funkcji. Dane z rzeczywistej praktyki klinicznej potwierdzają, że efekty terapii narastają w miarę kontynuacji leczenia – pacjenci nie tylko zachowują sprawność, ale też odzyskują utracone funkcje ruchowe.

– Na początku funkcjonowania programu zakładaliśmy, że sukcesem dla pacjenta będzie stabilizacja stanu, a więc odwrócenie sytuacji, w której bez leczenia choroba postępuje. Tymczasem nie tylko pierwsze kilkanaście miesięcy terapii, ale również każda podana dawka leku wiążą się z kolejną, czasami nawet niewielką poprawą, co w trakcie wieloletniego leczenia pokazuje, że nasi pacjenci nie tylko przestali tracić swoje funkcje, ale również niektóre funkcje odzyskują. Przekłada się to na ich dużo lepsze codzienne funkcjonowanie, możliwość aktywności zawodowej i rodzinnej oraz na większą samodzielność – wskazuje prof. Anna Kostera-Pruszczyk.

– To jest rzeczywista poprawa życia. Pozwala nam myśleć o przyszłości, dokonywać wyborów nie takich, czy i na co wykorzystać siły, jakie mamy, czy w ciągu dnia damy radę chwilę posiedzieć, czy musimy użyć respiratora, tylko wyborów życiowych: czy pójdę na studia, czy podejmę pracę, czy rodzice opiekujący się dziećmi po prostu będą mogli funkcjonować na rynku pracy, czy dzieci będą mogły pójść do przedszkola i cieszyć się życiem społecznym wśród rówieśników – podkreśla Katarzyna Pedrycz, wiceprezeska Fundacji SMA.

Jak podkreślają lekarze, polski system leczenia SMA od lat wyznacza kierunki, którymi podążają kolejne kraje. SMA Europe wyjaśnia, że w innych krajach europejskich także refundowane są trzy terapie, ale w niektórych z nich dostęp do leczenia jest ograniczony przez surowe kryteria kwalifikacji, dotyczące np. wieku, masy ciała, typu SMA czy stanu oddechowego. W innych państwach refundacja jest tylko częściowa lub leczenie odbywa się w ramach indywidualnych programów pacjenckich.  

– Ministerstwo Zdrowia było otwarte na wiele naszych postulatów, chociażby na niesłychanie ważne wprowadzenie badań przesiewowych noworodków, które sprawiają, że większość dzieci w Polsce, które rodzą się z SMA, otrzymuje leczenie już w pierwszym miesiącu po urodzeniu. Ta wczesna terapia daje gwarancję uzyskania maksymalnego efektu. To, co jest również unikalnym polskim rozwiązaniem, to możliwość kontynuacji leczenia nusinersenem kobiet z SMA, które zaszły w ciążę – mówi prof. Anna Kostera-Pruszczyk.

Dzięki systematycznemu monitorowaniu wyników leczenia Polska dysponuje też jednym z największych na świecie zbiorów danych z rzeczywistej praktyki klinicznej w SMA. Lekarze i ekonomiści ochrony zdrowia zwracają uwagę, że program nie tylko poprawił rokowania chorych, lecz także znacząco zmienił ich jakość życia.

 Powinniśmy z takich danych korzystać szeroko, szczególnie wtedy, kiedy na pewne programy wydajemy dużo publicznych pieniędzy, a przypominam, że program leczenia rdzeniowego zaniku mięśni w Polsce kosztuje nas ponad pół miliarda złotych. W związku z tym warto patrzeć na to, jaką moc terapeutyczną mają leki stosowane w tym programie lekowym, a mają bardzo dużą, są niesłychanie skuteczne i bezpieczne. Warto patrzeć na to, ile wydajemy pieniędzy na poszczególne elementy tego programu lekowego, jak kształtuje się liczba pacjentów – podkreśla prof. dr hab. n. med. Marcin Czech, prezes Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, kierownik Zakładu Farmakoekonomiki Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.

Według danych Fundacji SMA w ciągu kilku lat liczba dorosłych objętych leczeniem się podwoiła. Coraz większa liczba dorosłych pacjentów w programie to naturalny efekt skuteczności terapii. W Polsce działa 20 ośrodków prowadzących terapię dorosłych, jednak ich obciążenie stale rośnie.

– Myślę, że najtrudniejsza sytuacja dotyczy pacjentów dorosłych, z pewnością potrzeba nam większej liczby ośrodków leczących dorosłych chorych z SMA i zapewnienia płynnego przekazywania dziecka, które ukończyło 18 lat, do dalszej opieki – mówi prof. Anna Kostera-Pruszczyk.

Pacjenci i lekarze z uznaniem przyjęli zmiany wprowadzone w programie w październiku 2025 roku. Umożliwiają one czasową zmianę terapii lub powrót do pierwszego leku – nusinersenu.

– Bardzo się cieszę z tego, że program ewoluuje. Wydaje się, że to bardzo pozytywna i sensowna decyzja, że pacjenci mają uelastyczniony program, co znaczy, że klinicyści mogą odpowiadać na potrzeby kliniczne swoich pacjentów i jeżeli wystąpi nieskuteczność bądź mniejsza skuteczność terapii, można wracać do poprzednich leków – ocenia prof. Marcin Czech.

– Do tej pory zmianom leczenia towarzyszył lęk, że nie będziemy mogli powrócić do leku, teraz możemy decydować – mówi Katarzyna Pedrycz.

Na początku 2026 roku środowisko medyczne i pacjenckie czeka na rejestrację wyższej dawki nusinersenu oraz wyniki badań klinicznych nad komfortowym rozwiązaniem dla pacjentów – portem do podań podskórnych leku.

– Nadzieje związane z wyższą dawką nusinersenu są ogromne. Liczymy, że lek będzie działał mocniej, nie będzie efektu wygasania, że będziemy w coraz lepszej kondycji – mówi wiceprezeska Fundacji SMA.

Źródło: Newseria

Produkcja PZL-Świdnik trafia do śmigłowców włoskiej firmy Leonardo zamawianych na całym świecie. Przychody świdnickiej spółki wzrosły dziesięciokrotnie w ciągu 15 lat

Produkcja PZL-Świdnik trafia do śmigłowców włoskiej firmy Leonardo zamawianych na całym świecie. Przychody świdnickiej spółki wzrosły dziesięciokrotnie w ciągu 15 lat
Produkcja PZL-Świdnik trafia do śmigłowców włoskiej firmy Leonardo zamawianych na całym świecie. Przychody świdnickiej spółki wzrosły dziesięciokrotnie w ciągu 15 lat

Należący do włoskiego koncernu Leonardo zakład PZL-Świdnik jest jednym z filarów współpracy polsko-włoskiej w przemyśle obronnym – po uruchomieniu linii montażowej śmigłowców AW149 świdnickie zakłady produkują te maszyny w kraju i przygotowują się do realizacji kolejnych kontraktów dla polskiego wojska. Spółka liczy m.in. na zamówienia śmigłowców szkolno-bojowych AW109 TrekkerM, które mogłyby być w całości produkowane w Świdniku. Polski zakład, dzięki transferowi technologii i know-how, jest dziś ważnym uczestnikiem zagranicznych kontraktów Leonardo dotyczących śmigłowców.

 Leonardo dużo inwestuje w Polsce w spółkę PZL-Świdnik, która jest w pełni zintegrowana z siecią technologiczno-przemysłową Leonardo. Spółka jest centrum doskonałości struktur lotniczych w ramach Grupy Leonardo i jest jedynym krajowym producentem śmigłowcowym, tzw. OEM, który posiada pełne zdolności przemysłowe w dziedzinie śmigłowcowej: od projektowania, poprzez rozwój i produkcję, po serwisowanie śmigłowców w całym cyklu ich użytkowania. Jedną z możliwości, nad którą pracujemy, jest śmigłowiec szkolno-bojowy AW109 TrekkerM. Jeśli polski rząd zdecyduje się na wybór tego modelu, całość procesu produkcji i testów będzie przebiegała w Polsce – mówi agencji Newseria Marco Lupo, prezes Leonardo Poland.

PZL-Świdnik jest częścią Leonardo od 2010 roku i od tego momentu do spółki trafiło ponad 1 mld zł inwestycji. Kolejne wielomilionowe inwestycje są realizowane dla dalszego zwiększania zdolności produkcyjnych. Jak zwracają uwagę przedstawiciele spółki, są one istotne także z punktu widzenia umacniania odporności kraju, ponieważ PZL-Świdnik jest objęty planem zabezpieczenia Sił Zbrojnych RP i podlega mobilizacji. W 2022 roku MON podpisał ze spółką kontrakt na 32 śmigłowce AW149 o wartości 8,25 mld zł brutto, a w czerwcu 2024 roku w Świdniku uruchomiono linię montażową, na której produkowane są te śmigłowce dla polskiego wojska.

 PZL-Świdnik jest jednym z kluczowych elementów budowania zdolności i odporności na zagrożenia. To zakład bardzo nowoczesny, z wielkim doświadczeniem. Nasz wzrost jest potężny, pozyskaliśmy mnóstwo nowych technologii. Kamieniem milowym jest podpisanie i realizacja kontraktu dla polskich Sił Zbrojnych odnośnie do śmigłowca AW149 – podkreśla Bartosz Mateusz Śliwa, prezes zarządu PZL-Świdnik.

Dynamiczny rozwój świdnickich zakładów to efekt transferu technologii i praktycznego szkolenia pracowników we włoskich zakładach Leonardo. Część załogi uczestniczyła w szkoleniach produkcyjnych w zakładzie w Vergiate, gdzie powstawały pierwsze egzemplarze śmigłowca AW149 dla polskiego wojska, a zdobyte tam doświadczenie wykorzystano przy uruchomieniu linii montażowej w Polsce.

– Rola PZL-Świdnik w programach śmigłowcowych realizowanych na całym świecie przez Leonardo jest kluczowa. 80 proc. naszej produkcji struktur lotniczych jest dostarczana do wszystkich zakładów Leonardo – w USA, Wielkiej Brytanii i we Włoszech, tak że nie ma śmigłowca, który by latał bez tych komponentów z Polski – zaznacza Bartosz M. Śliwa.

Obecnie w PZL-Świdnik pracuje około 3,5 tys. osób, a tysiąc polskich dostawców tworzy sieć kooperantów dostarczających komponenty i usługi.

– PZL-Świdnik zaobserwował potężny wzrost, praktycznie 10-krotny. Z 300 mln zł osiągamy teraz przychody na poziomie 3 mld zł. Nasza kadra pracownicza została wyszkolona według najnowszych modeli szkoleniowych, mamy perspektywy inwestycyjne, dlatego bardzo optymistycznie patrzę w przyszłość – mówi prezes PZL-Świdnik. – Kluczowym kontraktem jest dla nas realizacja dostaw śmigłowca AW149 dla polskiego wojska. Liczymy też na nowe kontrakty z wojskiem, przede wszystkim na śmigłowiec AW109 TrekkerM, szkolno-bojowy, który chcielibyśmy dostarczyć do sił zbrojnych dla szkolenia młodych pilotów. Wiemy, że siły zbrojne potrzebują wielu pilotów, mamy wiele programów śmigłowcowych, a PZL-Świdnik jest w pełni gotów do realizacji zadań postawionych przed nami przez klienta wojskowego, tak że możemy dostarczyć w pełni wyprodukowany w Polsce śmigłowiec.

Grupa Leonardo jest zainteresowana udziałem także w innych programach modernizacji floty Sił Powietrznych. Chodzi m.in. o analizowany przez MON zakup 32 myśliwców.

– Nasza propozycja obejmuje 32 samoloty Eurofighter Typhoon, produkowane wspólnie przez kraje założycielskie: Włochy, Niemcy, Hiszpanię i Wielką Brytanię. Firma Leonardo, jako jeden z partnerów przemysłowych konsorcjum Eurofighter, przygotowała ofertę na pozyskanie tych samolotów przez Polskę, w ramach której około 40–50 proc. wartości inwestycji pozostanie w Polsce – mówi Marco Lupo. – Oznacza to znaczną korzyść dla polskiej obronności oraz udział polskiego przemysłu lotniczego w najbardziej zaawansowanym projekcie w sektorze lotniczym. Jesteśmy przekonani, że pozwoli to zwiększyć możliwości sektora lotniczego w Polsce.

Źródło: Newseria

Urzędnicy krytycznie oceniają swoją wiedzę o sztucznej inteligencji. To bariera dla rozwoju takich projektów w administracji

Urzędnicy krytycznie oceniają swoją wiedzę o sztucznej inteligencji. To bariera dla rozwoju takich projektów w administracji
Urzędnicy krytycznie oceniają swoją wiedzę o sztucznej inteligencji. To bariera dla rozwoju takich projektów w administracji

Badania Ministerstwa Cyfryzacji wykazały, że zdecydowana większość urzędników (ok. 84 proc.) określa swoją wiedzę na temat sztucznej inteligencji jako podstawową lub średnią, a tylko 3 proc. jako zaawansowaną. Chcą oni jednak poszerzać swoje kompetencje w tym zakresie i chętnie uczestniczyliby w szkoleniach na ten temat. Pracownicy administracji publicznej podkreślali, że w tym sektorze kluczowe kompetencje to m.in. zarządzanie danymi i cyberbezpieczeństwo, ale też zarządzanie ryzykiem prawnym – wskazuje badanie Google Cloud Polska i Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR).

Z badań Ministerstwa Cyfryzacji przeprowadzonych w tym roku na ponad 8 tys. urzędników wynika, że 82 proc. z nich uznaje brak wiedzy i umiejętności za istotną lub bardzo istotną przeszkodę we wdrażaniu AI. Wśród innych barier pojawiły się także brak jasnych regulacji (prawie 76 proc.), brak zasobów finansowych (73 proc.), bariery techniczne (69 proc.) i opór przed zmianami (65,6 proc.).

Przytaczane w raporcie „Mapa kompetencji AI w Polsce. Potrzeby i kierunki rozwoju” dane resortu wskazują także, że jednocześnie prawie 60 proc. urzędników przyznaje, że ich wiedza o AI jest podstawowa, a tylko 3 proc. – że wysoka. Za to niecałe 13 proc. deklaruje brak wiedzy na temat sztucznej inteligencji. Tylko co piąty uczestniczył w ciągu ostatnich dwóch lat w szkoleniach z tego obszaru, choć ponad 93 proc. deklaruje, że chciałby podnieść swoje kompetencje w zakresie wykorzystania AI w administracji publicznej.

Luki kompetencyjne w administracji publicznej są na poziomie wykorzystania sztucznej inteligencji, czyli pomysłów, w jakich procesach można je wykorzystać, dostępności narzędzi sztucznej inteligencji oraz tego, jak można by było uregulować wykorzystanie sztucznej inteligencji w urzędach pod kątem governance’u, zastosowania praktycznego, prawnego, a także etycznego – mówi agencji Newseria Magda Gajownik de Vries z Polskiego Funduszu Rozwoju. – Nasze wyniki są bardzo podobne zarówno dla przedsiębiorców, sektora MŚP, jak i dużych firm. Widzimy, że przedsiębiorcy też zmagają się z podobnymi kwestiami. Administracja publiczna nie ma dostępu do tych narzędzi, nie wie, jak z nich korzystać, natomiast na podstawie ankiet widzieliśmy, że jest duża motywacja do wykorzystania AI. To jest odwrotnym trendem niż w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw.

Badanie Google Cloud Polska i PFR wskazuje ponadto, że wyzwania związane z pozyskaniem finansowania, niepewnością regulacyjną oraz trudnościami organizacyjnymi są wspólne dla wszystkich ankietowanych grup, zarówno administracji, jak i MŚP, dużych firm czy start-upów. Administracja boryka się dodatkowo z systemowymi ograniczeniami procedur zamówień publicznych oraz nieefektywną wymianą danych między instytucjami.

W pytaniach o kluczowe kompetencje w zakresie AI urzędnicy wskazali, że administracja szczególnie potrzebuje ich w zakresie fundamentalnej wiedzy o AI, zarządzania danymi i cyberbezpieczeństwa, a także zarządzania ryzykiem prawnym oraz kształtowania kultury organizacyjnej sprzyjającej wdrażaniu innowacji. Wśród istotnych kompetencji menedżerskich ankietowani wymieniali umiejętność wskazywania potencjalnych korzyści z AI i uzasadnienia biznesowego dla tych projektów. W obszarze prawno-etycznym największy nacisk urzędnicy kładli na zarządzanie ryzykiem prawnym, które zostało ocenione jako kompetencja krytyczna.

– W samorządach należałoby zbadać procesy, które są najbardziej powtarzalne, gdzie jest największy wolumen klientów i spraw, które mogłaby odciążyć sztuczna inteligencja. Należałoby zmapować procesy i zobaczyć, które punkty będą kluczowe do ich usprawnienia. Następnie należałoby uregulować wykorzystanie sztucznej inteligencji poprzez spisanie zasad, wdrożenia governance’u, komu przyznać licencję, w jakich przypadkach samorządowcy mogą wykorzystać sztuczną inteligencję oraz tego, czy chcą informować swoich klientów o jej wykorzystaniu przy odpowiadaniu na pisma. Dopiero później powinniśmy przejść do technologii – wymienia ekspertka PFR.

Jak podkreśla, samorządowcy są chętni do używania sztucznej inteligencji i jeśli dziś to robią w pracy, korzystają do tego z prywatnych urządzeń. Uregulowanie kwestii AI w urzędach mogłoby skutkować korzystaniem z odpowiednich narzędzi i bezpiecznego sprzętu.

Źródło: Newseria

Dlaczego oglądamy wygrane w kasynach online? Psychologia, emocje i ryzyko

Kasyna same nagrywają niektóre wygrane i publikują je jako marketing. To oczywiste – nic nie reklamuje lepiej niż prawdziwy człowiek skaczący z radości po wygranej. 

Ale znaczna część materiałów pochodzi od zwykłych graczy, którzy nagrywają swoje sesje. Streamerzy kasynowi to osobna kategoria – niektórzy mają setki tysięcy subskrybentów i transmitują gry na żywo przez wiele godzin dziennie. Kiedy trafią jackpot, klip rozchodzi się wirusowo. Ich reakcje są autentyczne – albo przynajmniej tak to wygląda – i właśnie dlatego ludzie to oglądają. Zamiast przeszukiwać YouTube, Twitcha i dziesiątki stron kasyn, można skorzystać z dedykowanych serwisów, które zbierają materiały z różnych źródeł w jednym miejscu, jak robi to platforma dostępna na jackpotsounds.com/pl-pl. Problem w tym, że nie wszystkie filmy są prawdziwe – niektóre kasyna używają aktorów, inne manipulują materiałem, dlatego wiarygodne źródła weryfikują, czy wygrana rzeczywiście miała miejsce w legalnym kasynie z licencją.

Miliony ludzi na całym świecie robią dokładnie to samo. Oglądają, jak inni wygrywają fortuny w kasynach online. Pytanie brzmi – dlaczego? Co w tym takiego fascynującego?

Psychologia za oglądaniem wygranych

Nasz mózg uwielbia historie sukcesu. Kiedy widzimy, jak ktoś wygrywa wielką kasę, aktywują się te same obszary mózgu, co podczas oglądania sportowych zwycięstw. 

Dopamina leci, serce bije szybciej, czujemy ekscytację – mimo że to nie my wygraliśmy. Badania pokazują ciekawy paradoks: ludzie, którzy regularnie oglądają filmy z dużymi wygranymi w kasynach, niekoniecznie częściej grają. 

Niektórzy w ogóle nie grają. Dla nich to po prostu rozrywka, jak oglądanie futbolu bez wychodzenia na boisko. Jest w tym też element marzenia – każdy film z jackpotem to małe okienko do alternatywnej rzeczywistości, gdzie zwykły człowiek nagle staje się milionerem.

Co ludzie najbardziej lubią oglądać:

  1. Progresywne jackpoty powyżej miliona, bo im większa kwota, tym więcej wyświetleń dostaje film
  2. Reakcje zwycięzców w czasie rzeczywistym, szczególnie gdy totalnie tracą panowanie nad emocjami
  3. Rzadkie kombinacje symboli, które teoretycznie prawie nigdy nie powinny wypaść
  4. Momenty tuż przed wielką wygraną, kiedy napięcie sięga zenitu i wszystko wisi na włosku

Ciemna strona oglądania jackpotów

Eksperci od uzależnień ostrzegają, że regularne oglądanie dużych wygranych może zniekształcać percepcję rzeczywistości. Widzisz dziesiątki filmów z jackpotami, ale nie widzisz tysięcy godzin przegrywania, które je poprzedzały. 

To jak Instagram – ludzie pokazują tylko najlepsze momenty, nikt nie publikuje filmu „Przegrałem 500 złotych i nic nie wygrałem”. Efekt? Mózg zaczyna wierzyć, że wygrane są częstsze niż w rzeczywistości. Młodzi ludzie są szczególnie podatni na ten mechanizm. Nastolatki oglądające streamy kasynowe mogą rozwijać problematyczne podejście do hazardu zanim jeszcze zaczną grać, bo widzą tylko glamour, adreninę i wielkie pieniądze – nigdy konsekwencje.

Czerwone flagi problemowego oglądania:

  • Spędzasz kilka godzin dziennie na filmach z wygranych zamiast robić inne rzeczy
  • Zaczynasz wierzyć, że trafienie jackpotu jest łatwe i prawdopodobne
  • Masz ochotę grać więcej po obejrzeniu filmów z dużymi wygranymi

Co mówią dane i jaka jest przyszłość?

Statystyki są intrygujące. Średni film z jackpotem na YouTube ma retention rate około 65% – znacznie powyżej przeciętnej dla innych treści. Najlepsze wyniki osiągają filmy 2-5 minutowe: krótsze wydają się niepełne, dłuższe nudzą. 

Sweet spot to moment budowania napięcia, sama wygrana, reakcja i krótkie podsumowanie. Pod względem geograficznym treści kasynowe najlepiej radzą sobie w krajach, gdzie gambling jest zalegalizowany i znormalizowany – Polska, Czechy, Wielka Brytania, Kanada mają najwyższy viewership. 

Rozwija się też technologia VR: wyobraź sobie, że zakładasz gogle i jesteś wirtualnie obok osoby, która właśnie trafia mega jackpot. 

To nie science fiction – pierwsze eksperymenty już są. Platformy planują interaktywne funkcje, możliwość głosowania, live czaty podczas wielkich sesji. Ale równolegle rośnie świadomość odpowiedzialności: więcej platform wprowadza obowiązkowe disclaimery o tym, że wygrane są rzadkie, niektóre pokazują statystyki typu „Ten jackpot pada raz na 50 milionów spinów”.

Podsumowanie

Oglądanie cudzych wygranych w kasynach to zjawisko, które nie zniknie. Jest w tym coś pierwotnie ludzkiego – fascynacja szczęściem, marzenie o łatwych pieniądzach, radość z obserwowania emocji innych. Kluczowe jest podejście: jeśli traktujesz to jako rozrywkę, świadomy że prawdziwe szanse na taką wygraną są mikroskopijne – ok. 

Jeśli zaczyna wpływać na twoje decyzje finansowe lub pochłania niezdrową ilość czasu – to sygnał ostrzegawczy. Oglądaj, baw się, marz, ale trzymaj nogi na ziemi.

Rekordowe ocieplenie i najwyższe stężenia CO2 w historii. Przed COP30 w Brazylii rośnie presja, by globalne deklaracje zamieniły się w działania

Rekordowe ocieplenie i najwyższe stężenia CO2 w historii. Przed COP30 w Brazylii rośnie presja, by globalne deklaracje zamieniły się w działania
Rekordowe ocieplenie i najwyższe stężenia CO2 w historii. Przed COP30 w Brazylii rośnie presja, by globalne deklaracje zamieniły się w działania

Według opublikowanego przed COP30 raportu Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) rok 2025 ma szansę być drugim lub trzecim najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Poprzedni rok został oficjalnie uznany za rekordowo ciepły, a stężenie gazów cieplarnianych osiągnęło najwyższe wartości. Rośnie presja, by na rozpoczynającym się szczycie klimatycznym Organizacji Narodów Zjednoczonych COP30 w brazylijskim Belém deklaracje przełożyły się na konkretne działania.

– Przed szczytami klimatycznymi jest publikowanych wiele raportów, na przykład raport WMO odnośnie do zmian klimatu. One stanowią pewną sumę wiedzy naukowej i pełną mobilizację dla środowiska politycznego, żeby zająć się tym tematem – mówi agencji Newseria Marcin Popkiewicz, fizyk i redaktor portalu Nauka o Klimacie.

Według raportu WMO „State of the Global Climate Update”, opublikowanego na początku listopada br., klimat osiągnął punkt, w którym wszystkie kluczowe wskaźniki wysyłają alarmujące sygnały. Trend ocieplenia się utrzymuje i 2025 rok ma szansę być drugim lub trzecim najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Średnia temperatura przy powierzchni Ziemi w okresie styczeń–sierpień 2025 roku była o ok. 1,42°C wyższa od średniej sprzed epoki przemysłowej. W ubiegłym roku wzrost wyniósł 1,55°C i był to najcieplejszy rok w 175-letnim okresie obserwacji. Raport wskazuje także, że stężenie gazów cieplarnianych oraz zawartość ciepła w oceanach, które osiągnęły rekordowe poziomy w 2024 roku, w tym roku nadal rosły. Naukowcy WMO podkreślają, że mimo to ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5°C do końca stulecia jest możliwe, a jednocześnie konieczne.

– Te wszystkie głosy nauki, które przypominają, dlaczego to jest ważne i pilne, pozwalają jednak na pewien postęp. To nie tylko jest kwestia tego, że dochodzi do przełomu na szczycie klimatycznym, ale też jest to pewien drogowskaz dla biznesu, co należy robić dla regulacji np. w Unii Europejskiej czy w Chinach, które prowadzą w stronę efektywnej gospodarki, opartej na czystych źródłach energii – mówi ekspert.

Według statystyk Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej (IRENA) świat w ubiegłym roku dodał 585 GW energii odnawialnej – co stanowiło ponad 92 proc. wszystkich nowych mocy – zwiększając globalny potencjał do 4448 GW. Oznacza to rekordowy roczny wzrost na poziomie 15,1 proc., przy czym energia słoneczna i wiatrowa stanowią niemal całą nową moc. Choć liczby robią wrażenie, nie wystarczą, by osiągnąć zakładany cel potrojenia mocy wytwórczych OZE do 2030 roku. Wyliczenia IRENA wskazują, że roczny przyrost musi być na poziomie 16,6 proc. Dlatego negocjacje klimatyczne skupiają się na wspólnej odpowiedzialności i globalnym działaniu.

– COP30, negocjacje klimatyczne są jakąś platformą współpracy międzynarodowej, kiedy w imię długoterminowego dobra wspólnego narody świata umawiają się na pewne działania, chociaż mogą być dla nich niewygodne. To trochę tak, jakbyśmy mieszkali razem nad jeziorem, do którego ja zrzucam ścieki, ty zrzucasz ścieki i Kowalski zrzuca ścieki. Zrzucamy tych ścieków coraz więcej, a nasze jezioro zamienia się w śmierdzące bajoro. Tylko czemu ja mam budować oczyszczalnię, skoro 200 gospodarstw domowych zrzuca ścieki do jeziora, tak jak 200 krajów na świecie zanieczyszcza atmosferę? Jak ja się ograniczę, to ja ponoszę koszty, a 199 źródeł ścieków nadal jest. Spotykamy się więc razem, żeby stwierdzić, że wszyscy budujemy tę oczyszczalnię, zmieniamy nasze gospodarstwa, żeby tych ścieków nie zrzucać do jeziora, czyli nie emitować dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych do atmosfery – tłumaczy redaktor portalu Nauka o Klimacie.

W przededniu COP30 Simon Stiell, sekretarz wykonawczy ONZ ds. zmian klimatu, podkreślił na swoim LinkedInie, że konferencja klimatyczna powinna osiągnąć trzy cele: wysłać jasny sygnał, że kraje są w pełni zaangażowane we współpracę klimatyczną, co oznacza uzgodnienia we wszystkich kluczowych kwestiach, przyspieszyć implementację działań we wszystkich sektorach gospodarki oraz połączyć działania na rzecz klimatu z korzystnym wpływem na życie ludzi, w postaci np. mniejszego zanieczyszczenia czy tańszej i bezpiecznej energii.

– Wiatr i słońce stały się najtańszymi źródłami energii na świecie, więc tempo wzrostu energii, którą produkujemy z tych bezemisyjnych źródeł, jest większe niż tempo wzrostu zapotrzebowania na energię na świecie. To oznacza, że paliwa kopalne osiągają swój szczyt wykorzystania i w kolejnych latach – w miarę jak będziemy oddawać coraz więcej czystych, tanich źródeł energii – udział paliw kopalnych i emisje z tym związane będą maleć. Swoją drogą te technologie rozwijają się m.in. dlatego, że są szczyty klimatyczne i narody świata deklarują i podejmują pewne działania, żeby emisje redukować, pojawiają się firmy, które mówią: dostarczymy bezemisyjne i docelowo tańsze źródła energii i będziemy je sprzedawać – wskazuje Marcin Popkiewicz. 

Według IRENA udział OZE w całkowitym potencjale wytwórczym przekroczył 46 proc., co potwierdza, że transformacja energetyczna przyspiesza, choć wciąż zbyt wolno, by osiągnąć cele na 2030 rok.

– Świat obiera kierunek na odchodzenie od paliw kopalnych nie tylko ze względów klimatycznych, ale też bezpieczeństwa energetycznego i geopolitycznego, więc my rozwijamy produkcję fotowoltaiki, baterii, samochodów elektrycznych i nie dość, że chronimy klimat, to jeszcze wzmacniamy naszą gospodarkę, poprawiamy bezpieczeństwo energetyczne – podkreśla ekspert.

Źródło: Newseria

Estoński program e-rezydencji przyciągnął już ponad 130 tys. przedsiębiorców i start-upowców. Ponad 2,6 tys. to Polacy

Estoński program e-rezydencji przyciągnął już ponad 130 tys. przedsiębiorców i start-upowców. Ponad 2,6 tys. to Polacy
Estoński program e-rezydencji przyciągnął już ponad 130 tys. przedsiębiorców i start-upowców. Ponad 2,6 tys. to Polacy

Estonia jest unijnym liderem w dziedzinie cyfryzacji usług publicznych. Jako pierwszy kraj na świecie uruchomiła w 2014 roku program e-Residency dla osób spoza swojego terytorium. Cyfrowa tożsamość wydawana przez estoński rząd pozwala przedsiębiorcom, freelancerom, start-upowcom prowadzić działalność gospodarczą w 100 proc. zdalnie, z dowolnego miejsca na świecie. Do tej pory kartę e-rezydencji uzyskało nieco ponad 130 tys. osób, w tym 2,6 tys. z Polski.

Estończycy świetnie przygotowali i wdrożyli system administracji państwowej w wersji elektronicznej. W momencie kiedy wdrożyli go w całości na terytorium Estonii, pomyśleli, że to jest też produkt eksportowy, w związku z tym zaczęli oferować system e-rezydencji innym państwom. System w tej chwili działa już kilka lat i to z dużym sukcesem. Przykładowo po brexicie wielu przedsiębiorców z Wielkiej Brytanii, którzy myśleli o tym, żeby robić biznes w europejskiej strefie gospodarczej, stało się e-rezydentami, ale nie tylko. W Polsce ten program też cieszy się dość dużym zainteresowaniem – mówi w rozmowie z agencją Newseria Daniel Bajer, export advisor z Enterprise Estonia.

Program e-Residency to inicjatywa rządu Estonii uruchomiona w 2014 roku. Jego celem było zbudowanie innowacyjnego środowiska dla przedsiębiorców z całego świata, a tym samym zapewnienie pozytywnego zwrotu z inwestycji dla estońskiej gospodarki, systemu edukacji czy kultury. Program finansowany jest przez państwo estońskie, a dokładniej z opłat pobieranych za wydawanie cyfrowego dowodu tożsamości e-Residency, rejestrację firmy i licencji, a także z podatków płaconych na terenie kraju.

To, co jest kluczem do sukcesu tego programu, to nie tyle technologia, bo ona jest unikalna, ale również dosyć łatwa do wdrożenia w innych państwach, ale łatwość obsługi. Każdy przedsiębiorca nie tylko w prosty, ale i szybki sposób może zarejestrować przedsiębiorstwo na terytorium Estonii i później operować z niego na terytorium Unii Europejskiej. Również przejrzystość podatkowa, łatwość raportowania z punktu widzenia podatkowego na terenie Estonii i później na terytorium Unii Europejskiej – wymienia Daniel Bajer.

Uzyskanie e-rezydencji wymaga wypełnienia wniosku elektronicznego i uiszczenia opłaty. Decyzja o przyznaniu karty e-rezydencji podejmowana jest w ciągu 30 dni od jego złożenia. Następnie trzeba czekać od dwóch do pięciu tygodni na osobisty odbiór karty w jednej z estońskich placówek dyplomatycznych – w Polsce można to zrobić w Ambasadzie Estonii w Warszawie. Karta jest aktywowana w ciągu 24 godzin od jej odbioru i wymaga zainstalowania oprogramowania do identyfikacji – DigiDoc.

Podstawowa rzecz, którą oferuje ten program start-upom, jest taka, że start-upy nie muszą się przejmować częścią formalną prowadzenia przedsiębiorstwa. Jest ona maksymalnie zminimalizowana, czyli założenie spółki trwa pięć minut, później wypełnianie dokumentacji i raportowania podatkowego trwa około dwóch–trzech minut, tak długo jak zajmuje nam przeczytanie gotowego raportu finansowego, i tylko kliknięcie, że wysyłamy go do administracji państwowej, potwierdzając dane, które administracja państwowa przygotowała dla nas już wcześniej. Wszystko odbywa się online – wyjaśnia przedstawiciel Enterprise Estonia.

Liczba wszystkich e-rezydentów zarejestrowanych w Estonii na 13 października br. wyniosła 130 857, a zarejestrowanych przez nich estońskich firm na 1 października br. – 37 933. Tylko we wrześniu wpłynęło prawie 1,1 tys. nowych aplikacji do programu, a liczba nowych firm wyniosła 519.

Najwięcej e-rezydentów mają: Ukraina (8281), Niemcy (8065), Hiszpania (7462), Finlandia (6817) i Francja (5792). Polska ma ich 2625. Pod względem liczby zarejestrowanych firm w Estonii liderem jest Hiszpania (3297), a tuż za nią plasują się Ukraina (3004) i Niemcy (2837). Polacy dzięki programowi e-Residency do tej pory zarejestrowali w Estonii 806 firm.

Według Estońskiego Urzędu Podatków i Ceł, cytowanego przez KE, tamtejsze start-upy w 2024 roku osiągnęły rekordowe obroty w wysokości ponad 3,9 mld euro, co stanowi wzrost o 14,7 proc. w porównaniu do 2023 roku, kiedy wyniosły one 3,4 mld euro. Jak wynika z raportu Komisji Europejskiej „European Innovation Scoreboard 2025. Country profile Estonia”, to niewielkie państwo może się pochwalić największą liczbą jednorożców (spółki, które są wyceniane na kwoty powyżej 1 mld dol.) w przeliczeniu na milion mieszkańców w Europie – 7,7. Łącznie ma ich 10.

– Sukces Estonii z punktu widzenia liczby jednorożców nie wynika z populacji, ponieważ w tym kraju żyje tylko 1,3 mln mieszkańców, ale z unikalnego systemu edukacji, który był wdrożony pod koniec lat 90. Nazywał się „skok tygrysa” i miał na celu zmianę całego systemu myślenia dzieci na temat przedsiębiorczości, matematyki, innowacji i technologii – uważa Daniel Bajer. – Drugim elementem jest to, że Estończycy od pierwszego dnia prowadzenia przedsiębiorstwa, czyli od momentu kiedy mają pomysł, od razu myślą o eksporcie globalnym tego pomysłu. A co można eksportować szybciej i łatwiej logistycznie niż technologię, oprogramowanie, nowoczesne innowacyjne rozwiązania? Innowacyjne rozwiązania połączone z eksportem dają właśnie ten sukces jednorożca.

O programie e-rezydencji w Estonii i płynących z niego korzyściach dla start-upów zajmujących się innowacjami w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a także o innych czynnikach wpływających na innowacyjność tego kraju eksperci z Enterprise Estonia opowiadali podczas Deep Tech CEE Summit 2025, największego w regionie wydarzenia dla przedsiębiorców, założycieli start-upów, inwestorów, naukowców z sektora, które odbyło się pod koniec października br. w Warszawie.

Źródło: Newseria

Europejski model sportu wymaga zmian. UE pracuje nad nową strategiczną wizją

Europejski model sportu wymaga zmian. UE pracuje nad nową strategiczną wizją
Europejski model sportu wymaga zmian. UE pracuje nad nową strategiczną wizją

Unia Europejska pracuje nad nową strategiczną wizją rozwoju sportu. W jej kształtowaniu ma pomóc sprawozdanie na temat europejskiego modelu sportu, które niedawno przyjął Parlament Europejski. Dokument wzywa do działań w czterech obszarach: społecznym, zachowania wspólnych wartości i solidarności, zbiorowego zarządzania oraz wzmocnienia praw zawodników, kibiców i pracowników sektora sportu. Wśród największych wyzwań, na które nowa strategia powinna odpowiadać, raport wymienia rosnącą komercjalizację rozgrywek, zaburzającą zrównoważony rozwój sportu, oraz potrzebę ochrony praw i dobrostanu sportowców.

W przyjętym w październiku sprawozdaniu zwrócono uwagę na narastającą presję, jaka ciąży na zawodnikach w związku z coraz bardziej napiętymi kalendarzami meczów i rozgrywek.

– Przede wszystkim postulujemy ochronę sportowców europejskich przed nadmiarem rozmaitych obowiązków sportowych, które mogą decydować o ich zdrowiu. Przeciwstawiamy się takim obciążeniom, jakim są poddawani nie tylko piłkarze, ale także tenisiści, które przekraczają ramy zdrowego rozsądku i racjonalności, jeżeli chodzi o częstotliwość pojawiania się na rozmaitych arenach sportowych. Nie podoba mi się, krótko mówiąc, jak Iga Świątek jest obciążana karnymi punktami, bo niewystarczająco intensywnie uczestniczyła w sezonie 2025. To nie jest normalne –  mówi agencji Newseria Bogdan Zdrojewski z Koalicji Obywatelskiej, poseł do Parlamentu Europejskiego, sprawozdawca dokumentu na temat unijnych strategii politycznych w kształtowaniu europejskiego modelu sportu.

Rosnące obciążenie zawodników wynikające z intensywnych treningów i napiętego kalendarza startów to konsekwencja postępującej komercjalizacji sportu. To zjawisko stoi w opozycji do wizji zrównoważonego modelu rozgrywek opartego na otwartym, uczciwym współzawodnictwie, wspólnych wartościach społecznych i solidarności państw członkowskich UE. Rosnąca skala wyzwań, w opinii polityka, powoduje, że to istotny moment, w którym trzeba określić długoterminową strategię europejskiej polityki sportowej.

W raporcie wskazano na konieczność zachowania równowagi między rozgrywkami z udziałem drużyn narodowych a klubowymi. Zaakcentowano potrzebę wprowadzenia regulacji prawnych, które zobowiązywałyby kluby do zwalniania sportowców z obowiązków na rzecz uczestnictwa w rywalizacji drużyn w barwach narodowych.

– Przeciwstawiamy się wyprowadzaniu z Europy, z naszych rozgrywek europejskich, poszczególnych meczów poza kontynent. Przykładem jest Puchar Króla, była też próba przeniesienia meczu Barcelony na Florydę. Uważamy, że rozgrywki europejskie, z szacunku do kibiców w Europie, powinny się odbywać wyłącznie w Europie. Owszem, mecze towarzyskie, mecze reprezentacji mogą się odbywać w innych rejonach świata, ale rozgrywki europejskie muszą być chronione w samej Europie – podnosi Bogdan Zdrojewski.

Jak informuje eurodeputowany na swojej stronie internetowej, raport „Europejski model sportu” zaczyna już przynosić rezultaty – La Liga rezygnuje z rozgrywania meczów poza Europą.

 Pojawiły się decyzje określonych instytucji, że mecze europejskie będą chronione, że mecz FC Barcelony nie odbędzie się jednak na Florydzie. Również niektóre elementy poprawiające sytuację pań uprawiających sport po okresie urodzenia dziecka będą wyglądały lepiej niż do tej pory – informuje europarlamentarzysta z KO.

Do raportu w swoim komunikacie pozytywnie odniosła się FIFA, która po decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie piłkarza Lassany Diarry zmieniła przepisy transferowe. Organizacja wyraziła poparcie dla zawartych w raporcie postulatów, które pozwolą podnieść standardy europejskiego sportu. W pełni popiera m.in. prawo zawodników do swobodnego reprezentowania swoich krajów w reprezentacjach narodowych.

W raporcie podkreślono, że sport jest rozwijającym się sektorem gospodarki, który generuje 2,12 proc. PKB Unii Europejskiej i zapewnia niemal 6 mln miejsc pracy. Z uwagi na jego rosnącą rolę potrzebne jest nowe podejście do jego organizacji, funkcjonowania i rozwoju oraz sposobu zarządzania. Instytucjonalne zaangażowanie UE – jak wskazano – powinno się koncentrować na zapewnieniu praw socjalnych zawodników i pracowników zatrudnionych w sektorze sportu. To m.in. prawo do zrzeszania się, równego traktowania i bezpiecznych warunków pracy. Szczególne znaczenie przyznano ochronie małoletnich oraz praw kobiet, zwłaszcza w kontekście ciąży, urlopu macierzyńskiego i dążeń do zwiększenia ich reprezentacji na stanowiskach kierowniczych. W dokumencie podkreślono ponadto konieczność regulacji działalności agentów sportowych współpracujących z niepełnoletnimi zawodnikami. W realizacji tych postulatów miałoby pomóc powołanie unijnego komitetu sektorowego dialogu społecznego ds. sportu zawodowego.

Znaczenie sportu wykracza jednak poza sferę gospodarczą – to również ważny element życia społecznego i zdrowia publicznego. Stanowi nie tylko rozrywkę, ale też buduje tożsamość kulturową. Aktywność fizyczna jest niezbędna dla zdrowia fizycznego i psychicznego, niezależnie od wieku. Sport może być ponadto narzędziem do walki z izolacją społeczną i przemocą wśród młodzieży.

– Mówimy o konieczności promowania nie tylko zdrowego stylu życia, ale też uprawiania sportu, uprawiania aktywności fizycznej, która nie musi się kończyć uprawianiem sportu wyczynowo. Przywiązujemy do tego dużą wagę i apelujemy, aby te elementy znalazły się w aktywnościach promocyjnych – podsumowuje Bogdan Zdrojewski.

W sprawozdaniu znalazły się też rekomendacje dotyczące większej solidarności finansowej między sportem zawodowym a masowym. Zauważono potrzebę zwiększenia nakładów na inwestycje w infrastrukturę sportową, szczególnie na obszarach najbardziej wykluczonych, takich jak wsie i ubogie dzielnice miast. Jedną z propozycji wsparcia sportu masowego jest zwiększenie jego finansowania z budżetu programu Erasmus+ na lata 2028–2034.

Postulaty zawarte w raporcie pomogą opracować nową, długofalową strategiczną wizję rozwoju polityki sportowej Unii Europejskiej, nad którą trwają właśnie konsultacje społeczne.

Źródło: Newseria

Bartek „Wasyl” Wasilewski: Materiał na debiutancką płytę już mam. W social mediach można zrobić karierę, ale trzeba rozważnie stawiać swoje kroki

Wokalista zauważa, że rozwijanie kariery w branży muzycznej jest niezwykle ekscytującym, ale i wymagającym wyzwaniem. Co prawda dzięki mediom społecznościowym szybko zdobywa się popularność, ale z kolei kilka niewłaściwych ruchów w sieci może znacznie nadszarpnąć wizerunek. Bartek „Wasyl” Wasilewski chce więc zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek i skupić się na priorytetach. Zaznacza też, że ma już gotowy materiał na debiutancką płytę.

– Skupiam się w stu procentach na muzyce, chcę singlować, wydać jakąś płytę, bo to najbardziej mnie kręci, z tego jestem znany i to będę chciał robić w przyszłości. Ostatnio wypuściłem singiel „Mówili” na YouTubie i na wszystkich platformach streamingowych. Materiał na debiutancką płytę już mam, teraz tylko wystarczy to wszystko klepnąć – mówi agencji Newseria  Bartek „Wasyl” Wasilewski.

Zwycięzca ostatniej edycji „Mam talent!” podkreśla, że ma wokół siebie wiele życzliwych osób, które go wspierają i dbają o rozwój jego kariery muzycznej.

– Wiele osób mi pomaga, na przykład moja mama bardzo mnie wspiera, mój przyjaciel Marcin też mnie bardzo wspiera. Wiele jest takich osób, które otaczają mnie duchem, dbają o to, żeby mi się krzywda nie działa w tym całym społeczeństwie i żeby wszystko było u mnie OK – mówi.

Bartek „Wasyl” Wasilewski zauważa też, że w dzisiejszych czasach dzięki platformom streamingowym i mediom społecznościowym młodzi, utalentowani wykonawcy mają szansę dotrzeć ze swoją twórczością do szerokiego grona odbiorców. Już nie muszą pukać do drzwi rozgłośni radiowych i prosić kierowników muzycznych o to, by zaprezentowali na antenie ich singiel, tylko sami wrzucają go do sieci.

– TikTok, YouTube czy Instagram niektóre rzeczy viralują i naprawdę szybko można złapać swoich fanów. Moim zdaniem takie rzeczy są teraz potrzebne w tym świecie i dużo dają, bo naprawdę można zrobić dobry viral. Pamiętam, jak występowałem w „Mam talent!”, to co przewijałem TikToka, to byłem cały czas ja, cały czas ja i to było dla mnie niesamowite zdarzenie – mówi.

Zdaniem wokalisty konieczne jest jednak zachowanie zdrowego dystansu do mediów społecznościowych i zamieszczanych tam treści.

 – Social media są bardzo potrzebne do tego, żeby rozwinąć karierę, ale też trzeba mieć dużo pomysłów, być ambitnym, a jednocześnie mieć chłodną głowę i rozważnie stawiać swoje kroki. Najważniejsze jest, aby po prostu być sobą, bo jeżeli kogoś oszukujesz na social mediach, to ludzie tego nie zaakceptują, będą widzieli, że coś jest nie tak. Trzeba być sobą w stu procentach i wtedy ludzie to pokochają, bo oni kochają szczerość. To jest najlepsza droga do sukcesu i tak naprawdę do wszystkiego, co się chce osiągnąć – dodaje Bartek „Wasyl” Wasilewski.

Bartek „Wasyl” Wasilewski zwyciężył 15. edycję programu „Mam talent!” wiosną 2024 roku. Zdobył wtedy główną nagrodę w wysokości 300 tys. zł. Swoją przygodę z muzyką rozpoczął, mając siedem lat. Wtedy zaczął pisać pierwsze teksty i podkładać do nich bity.

Źródło: Newseria