Wielokrotnie nagradzany reżyser zmarł w wieku 59 lat. Śmierć była zaskoczeniem dla wielu osób ze środowiska filmowego. Dolegliwości pokowidowe mogą dopaść każdego.
Śmierć Kim Ki-Duka była zaskoczeniem dla wielu ludzi, poinformował o niej Witalij Manski – dyrektor festiwalu ArtDocFest w Rydze. Reżyser zmarł kilka dni przed swoimi 60 urodzinami, które obchodziłby 20 grudnia. Przebywał na Łotwie, ponieważ planował kupić tam posiadłość. Niestety śmierć pokrzyżowała mu plany.
Kim Ki-Duk kształcił się w szkole rolniczej, przez kilka lat pracował w różnych fabrykach po czym przez 5 lat służył w wojsku. Mając 30 lat wyjechał do Paryża, gdzie kształcił się w kierunku malarstwa. Reżyserią ostatecznie zajął się w 1996 roku.
Zadebiutował filmem „Krokodyl”, który został dobrze przyjęty przez krytyków. Koreańczyk był jednym z najbardziej cenionych reżyserów południowokoreańskich. Reżyserował filmy, które dotykały trudnej tematyki seksu i przemocy. Był nagradzany w Cannes, Berlinie czy Wenecji. Jego filmy łączą poezję, erotykę oraz przemoc. W swojej karierze nakręcił ponad 20 filmów.
W 2017 roku reżyser zmagał się z oskarżeniami o napaść seksualną. Po zbadaniu sprawy została ona wycofana, a sam Kim Ki-Duk musiał zapłacić karę grzywny. Po roku jednak został wyemitowany dokument, w którym jedna z kobiet wyznała, że została zgwałcona w hotelu hotelowym przez reżysera Kim Ki-Duka oraz aktora Cho Jae-Hyeona.