Kiedy jest się zakażonym COVID-19 nie wolno wychodzić z domu, a każde państwo na świecie inaczej egzekwuje przebywanie w miejscu zamieszkania. Sytuacja jednej z polskich rodzin była bardzo dziwna i rodzice 2-latka nie spodziewali się takiego biegu wydarzeń.
Nie każdy trzyma się procedur
Parę z Bydgoszczy spotkała kuriozalna sytuacja. W jednym z tamtejszych żłobków osoba opiekująca się maluchami była zakażona koronawirusem, dlatego według procedur wszystkie osoby z którymi się kontaktowała również muszą trafić do izolacji. W tym przypadku największe szanse na zarażenie się COVID-19 miały dzieci, dlatego podjęto decyzje o kwarantannie żłobka. W gronie narażonych znalazł się pewien 2-latek, który został odizolowany od swoich rówieśników. Matka dziecka w wywiadzie opowiedziała, że zgodnie z prawem rodzice i rodzeństwo malców ze żłobka nie musieli mieć kwarantanny.
Absurdalna sytuacja
Sytuacja, która miała miejsce jest absurdalna, ponieważ na kwarantannę trafił tylko 2-latek, a rodzice mogli swobodnie przemieszczać się i przebywać nie tylko w domu.
Synek musiał siedzieć w domu, podczas gdy pozostali członkowie naszej rodziny mogli wychodzić. Opiekę nad małym sprawowaliśmy więc naprzemiennie. Raz ja zostawałam z młodszym synkiem, starszy szedł do szkoły, a mąż do pracy. Nazajutrz stawiałam się w firmie, bo mąż był z małym w domu – mówi mama chłopca
To nie była pierwsza taka sytuacja
Chłopiec był regularnie sprawdzany przez policję. Funkcjonariusze pod żadnym pozorem nie pozwolili wychodzić maluchowi z domu, w przeciwieństwie do jego rodziców, którzy normalnie kontaktowali się z innymi osobami. Podczas pierwszego telefonu policja nawet nie wiedziała, że ma do czynienia z tak małym dzieckiem. Swoje zachowanie tłumaczyli tym, iż bywają sytuacje, że sprawdzają daną osobę i proszą o rozmowę telefoniczną z nią, lecz okazuje się to na przykład półroczne dziecko.