Pacjentka z Katowic udała się z mężem do Szpitala Krajowego w Katowicach. Nie otrzymała tam jednak pomocy, ponieważ ochroniarz ją odesłał.
Pan życia i śmierci?
Okazuje się, że ochroniarz ze szpitala uznał siebie za pana życia i śmierci. Postanowił decydować kto zasługuje na pomoc, a kto może wrócić do domu. Sprawa jest bardzo poważna, ponieważ po badaniach okazało się, że kobieta miała zawał.
Ochroniarz powinien podać pani Teresie trasę do izby przyjęć. Nie uczynił tego jednak. Dyrektor placówki stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Jednak jak ochroniarz może ocenić czy ktoś wymaga pomocy czy jednak powinien poradzić sobie sam.
Przebieg sytuacji
Pani Teresa wieczorem zaczęła odczuwać pierwsze objawy. Pojawiły się dreszcze oraz trudności z oddychaniem. Na początku jej mąż był przekonany, że kobieta zachorowała na koronawirusa. Jednak był przekonany, że powinna pojechać do szpitala.
Podjechałem samochodem, wziąłem żonę pod rękę, ale powiedziała, że nie dojdzie. Stwierdziłem, że pójdę na izbę przyjęć, poproszę o wózek, żeby ktoś nam pomógł. Patrzę, jakiś pan tam czarnym mundurze, pod laseczką, otwiera drzwi. Poprosiłem go, bym mógł wejść na izbę przyjęć i porozmawiać. Powiedział mi, że nie ma tutaj oddziału internistycznego. Wskazał kartkę, kazał czytać. Dodał, że działa tylko okulistyka – mówił mąż pani Teresy, pan Romuald.
Małżeństwo zdecydowało się na pojechanie do innego szpitala. Na miejscu okazało się, że kobieta właśnie przechodzi zawał. Panią Teresę trzeba było reanimować. Jej stan jest stabilny, jednak nadal przebywa na oddziale intensywnej opieki.